Britney Spears: „Piece of Me” – kobiecość w kawałkach
Teledysk Piece of Me obnaża mechanizmy popkultury, która buduje mit gwiazdy i jednocześnie niszczy realną osobę. Wideoklip ten demaskuje również współczesną wizję kobiety sprowadzanej do serii pokawałkowanych obrazów kobiecego ciała.
Piece of Me, teledysk wyreżyserowany przez Wayne’a Ishama w 2007 roku, bardzo szybko zdobył uznanie widzów i krytyki. Jego bohaterką jest sama Britney Spears, która z dystansem i nutą ironii odnosi się do własnej kariery i obyczajowych skandali. Piosenkarka śpiewa o sobie, jednak jej doświadczenia są reprezentatywne dla wszystkich gwiazd show biznesu. Bycie celebrytą, jak pokazuje Britney, jest równoznaczne z nieustanną presją opinii publicznej, która za pośrednictwem mediów śledzi każdy krok i każde potknięcie. W pewnym sensie piosenka przywołuje zatem wszystkie tragiczne historie gwiazd, które nie udźwignęły ciężaru własnej sławy, na czele z boską Marilyn Monroe.
Piosenkarka pojawia się na ekranie w kilku sekwencjach – tańczy na scenie w spodniach i czarnym biustonoszu, pojawia się raz w białym, a raz w ciemnym futerku. Widzimy ją podczas zabawy w nocnym klubie, kiedy ma na sobie fioletową sukienkę amerykańskiej projektantki, Mariny Toybiny. Notabene, teledysk był kręcony w Los Angeles, w Kalifornii, stolicy luksusu i zabawy.
W wideoklipie Britney towarzyszy kilka dziewcząt, prawdopodobnie przyjaciółek, z którymi piosenkarka wybiera się do dyskoteki. W pierwszych scenach filmiku dziewczyny wymieniają między sobą ubrania i przeglądają się w lustrze. Potem postanawiają zażartować z tłoczących się pod domem piosenkarki paparazzich – wszystkie władają identyczne blond peruki, czarne płaszcze i ciemne okulary, co uniemożliwia rozpoznanie Britney. Na końcu przyjaciółki z radością wspólnie oglądają całe zdarzenie w telewizji.
Piece of Me – Britney kontra Britney
Teledysk wyraźnie zderza mit Britney jako muzycznej gwiazdy z rzeczywistością, czyli Britney jako zwyczajną dziewczyną. Narodziny mitu bezpowrotnie niszczą realną osobę, odtąd staje się ona niejako własnością publiczną i każde jej zachowanie zostaje poddane społecznym osądom. Britney traci prawo do swojego życia prywatnego i swojego ciała. Każdy jej krok, strój, decyzja mają swoich entuzjastów i oponentów. Dla jednych jest za gruba, dla innych za chuda. Jedni chwalą jej otwartość inni nazywają bezwstydną. Britney nie może liczyć na bezinteresowność i prywatność – nawet interesujący się nią mężczyzna w nocnym klubie okazuje się paparazzim mającym nadzieję na zrobienie kompromitujących zdjęć.
Zatarcie granicy między tym, co prywatne, a tym, co publiczne, widać w scenach, w których każdy incydent z Britney natychmiast ląduje na pierwszych stronach brukowców. Fani żądają „kawałka Britney” – chcą nasycić się jej życiem. Co ciekawe, teledysk w bardzo ciekawy sposób interpretuje słowo „piece”. Staje się ono nie tyle metaforą współczesnego konsumpcjonizmu i kultury masowej, która nieustannie żywi się dramatami gwiazd, ile oznacza dosłowne „pokawałkowanie” Britney. Podkreślają to zwłaszcza zdjęcia w gazetach – pośladki gwiazdy, twarz, uda. Britney niczym w malarstwie kubistycznym staje się zlepkiem poszczególnych fragmentów, które można ułożyć w dowolny sposób. Akcentuje to również strój piosenkarki, powodujący wizualne rozcięcie jej sylwetki na poszczególne elementy. Tym samym pokazuje się, że odbiorcy mają dostęp jedynie do oderwanych części, z których budują nieprawdziwy obraz całości.
Piece of Me – Kobiecość w kawałkach
Nie tylko Britney ulega jednak swoistemu rozczłonkowaniu. Podobnemu procesowi ulegają również jej przyjaciółki. Kiedy wyginają się przed lustrem, kamera skupia się na poszczególnych częściach ich ciał – pośladkach, nogach, piersiach, włosach. Teledysk posiada wymiar autotematyczny, mamy tu zatem do czynienia z obnażeniem mechanizmów kultury popularnej, która sprowadza kobiecość jedynie do jej atrybutów cielesnych i oderwanych od całościowej tożsamości. Twarz towarzyszek Britney zostaje pominięta, jest nieistotna, podobnie, jak nieistotna jest ich podmiotowość.