Jennifer Lopez: „Love Don’t Cost a Thing” – powrót do natury
Teledysk Love Don’t Cost a Thing to swoisty pean na cześć natury i wolności. Mamy tu do czynienia z przeciwstawieniem świata materii i ducha, prawdy i fałszu, a także miłości i jej pozorów.
Wideoklip Love Don’t Cost a Thing powstał w 2000 roku, a jego twórcą był Paul Hunter. Stanowi on zdecydowanie jeden z najpopularniejszych teledysków Jennifer Lopez. Główną bohaterką filmu jest sama piosenkarka, która prezentuje swój świetny warsztat aktorski. W pierwszych scenach widzimy Jennifer Lopez na tarasie ekskluzywnej rezydencji jej ukochanego. Z prowadzonej przez bohaterkę rozmowy telefonicznej wynika, że mężczyzna nie zjawi się na umówionym spotkaniu, ale na pocieszenie zostawił pięknej partnerce złotą bransoletkę.
Lopez nie jest jednak zadowolona z kolejnej drogiej błyskotki, szorstko kończy rozmowę i wychodzi. Następnie kobieta wsiada do swojego luksusowego samochodu (Aston Martin) i wyrusza nad morze. Po drodze pozbywa się wszystkich drogocennych przedmiotów: torebki, biżuterii i wreszcie ubrań. Wyrzuca również kartkę, którą otrzymała od ukochanego. W ostatnich scenach Lopez pozbywa się bielizny i zanurza się w wodzie.
Love Don’t Cost a Thing – natura kontra kultura
Teledysk Love Don’t Cost a Thing opiera się na wyraźnej opozycji dwóch przestrzeni: luksusowej rezydencji i nadmorskiej plaży. Pierwsza z nich należy do sfery kultury i cywilizacji. Jest to przestrzeń zamknięta, powoduje uwięzienie człowieka w świecie rzeczy, ale też kulturowych stereotypów. Do tych ostatnich należy przekonanie, że kobiety kochają jedynie zamożnych mężczyzn. Rekwizytami kultury są również luksusowe auto i cenne przedmioty, będące synonimem bogactwa i pozycji społecznej. Torebka od Diora, markowe okulary przeciwsłoneczne, droga złota biżuteria – to one stają się w teledysku substytutami miłości.
Bohaterka filmu nie godzi się jednak na taką skarlałą formę miłości. Śpiewa bowiem, że pragnie rzeczy, których nie można kupić. Odchodzi zatem, ostentacyjnie odrzucając wszystkie znamiona luksusu. Pozbawiona kosztowności i markowych ubrań biegnie na plażę, gdzie z upodobaniem tarza się w piasku i w wodzie. Ocean jest przestrzenią otwartą i nieskończoną, symbolem wolności i oczyszczenia. Co ciekawe, to częsty motyw w teledyskach Jennifer Lopez. Morze to nieokiełznana natura, która zwycięża nad cywilizacją, miłość opierająca się sile pieniądza.
Znamienna jest odmiana wizerunku Jennifer Lopez: misterną fryzurę zastępują rozpuszczone włosy, a markowy strój zostaje zamieniony na nagość. Piosenkarka odwołuje się do mitu Brigitte Bardot, pięknej wyzwolonej dziewczyny, która jako pierwsza uwolniła kobiecość od wizerunku damy w szpilkach ze sztywno ułożonymi włosami. Obnażenie ciała ma tu wymiar wybitnie erotyczny, ale jednocześnie jest oznaką prawdy. Wymowny gest zdejmowania ubrania to zarówno striptiz, jak i pokazanie prawdziwego oblicza, bez maski i pozorów. To, kim jesteśmy, jest ważniejsze od tego, co posiadamy. Miłość nie potrzebuje bowiem pięknej, wyrafinowanej oprawy, ale zmysłowości nagiego ciała i szczerych uczuć. Prawdziwa miłość przecież nic nie kosztuje – „Love Don’t Cost a Thing”.